To prawda, zawsze bawi mnie ten kwik i oburzenie niektórych na ten album Wayne w mega formie, sporo zabawnych linijek, błyskotliwe punche (jak zawsze), z wyczuciem wykorzystany autotune (np. na "Curtains" brzmi super - na późniejszych projektach ten jego wokal często brzmiał już zbyt piskliwie), dobre, świeże bity, gościnka Soulja Boy'a zasługuje na osobny bowdown
Album ma trochę słabszych numerów pod koniec, po "God Bless Amerika" mógł zostawić samo "Shit Stains", ewentualnie "My Homies Still" i wyszłoby lepiej. IANAHB2 to najbardziej entertaining album Wayna zdecydowanie, mega dużo frajdy mi sprawił ten krążek przez ostatnie 10 lat.
Też mam mega sentyment, bo to pierwszy album Wayna, który wyszedł jak go na bieżąco zacząłem śledzić. Pamiętam jak się katowało leaki "I Ain't Nervous" i wersję "Rich As Fuck" z odwrotną kolejnością zwrotek. Później album nagle wyciekł na jakimś atrilli, kilka tygodni przed oficjalną premierą, bo też kojarzę pierwsze odsłuchy tego krążka ze śniegiem za oknem xd Właśnie "Back To You" się najbardziej jarałem wtedy. Pamiętam jak z kumplem, który odszedł parę lat temu urywaliśmy się na wiosnę 2013 z gimbazy na wagary, najpierw po kilka piw w plecakach i libacja w kinie, a później dogrywka i pobliskie ogródki działkowe - przeskakiwaliśmy przez ogrodzenie na czyjś ogródek i do blanta puszczaliśmy tę płytę na full z przenośnego głośnika, póki za którymś razem jakiś działkowicz nas nie pogonił grożąc policjąoyama pisze: ↑09 mar 2022, 0:36 prawda, piekna to jest nuta. Pamietam do dzis wieczorna premiere albumu jak sypalo sniegiem na dworze, a ja robilem odsluch na sluchaweczkach w drodze na spotkanie z moja gimnazjalna miloscia. W klimacie tego kawalka ma byc wlasnie krazek DEVOL, ktory jest zapowiadany od kilku lat
W ogóle Wayne w 2009-2013 to był jakiś rozpierdol, mega forma wtedy była grana. Tony charyzmy, dobrze brzmiące wokale, świetne punche - ale mimo błyskotliwości w wersach wszystko przekazane w prostolinijny sposób, tak że nawet ja w wieku 15 lat większość kumałem bez geniusa. Bez jakiejś przeintelektualizowanej otoczki i pretensjonalności. Dzięki tej jego prostocie wszystko wychodziło w chuj dosadnie, naturalnie i wywierało zamierzone wrażenie, to spora sztuka, większość raperów o wysokim poziomie inteligencji tego nie potrafi. Jak dla mnie Wayne trafiał właśnie w złoty środek pod tym względem.
Na późniejszych albumach bywało już z tym różnie, ogólnie delivery też trochę siadło; nie pomagał też Mack Maine, który ma chujowy gust i się nie nadaje jako executive producer. Przez to kolejne projekty były coraz bardziej nierówne. Dlatego też od zawsze marzył mi się album Weezy'ego wyprodukowany przez kogoś ciekawego, dużo korzystającego z sampli, typu Kanye czy Tylera (btw Wayne na "Smuckers" czy "Hot Wind Blows" brzmi przecudnie), nawet fajnie by było usłyszeć album z takim Hit-Boyem, o współpracy z którym się niedawno wspominało. Wayne to dalej top oczywiście, ale to już facet po 40, inna energia niż dekadę temu. Zdecydowanie uważam, że to best rapper alive, zresztą potwierdzi to większość raperów z topki z USA, ciężko mi wyobrazić sobie kogoś lepszego niż Weezy, szczególnie ten z 2009-2013, nie był to nigdy typ artysty jak np. Kanye, ale rapowo bestia przeokrutna. To, co gęsto dawał pod tym względem np. na hejtowanym przez większość C4 to był wybitny rap performance, aż sobie muszę znowu odpalić "Megaman"