Anderson wgl takiego jackpota w karierze trafił że to aż nieprawdopodobne
najpierw Dre go wyciągnął i nie zakopał co nie jest takie oczywiste
a teraz jeszcze Bruno Marsowi się zachciało z nim robić album
i to wszystko po 30, gdzie wcześniej go słuchało 5 osób
chociaż za jego solowymi albumami nie przepadam za bardzo to za ogólne skillsy mu się należy jak mało komu
no dokładnie, jest przyjemnie, buja, na pewno sprawdzi się na niejednym jesiennym spacerze, czy domowej posiadówce, ale żeby jakieś wielkie rzeczy się tu działy to zdecydowanie nie.
Nie jestem wielkim fanem wcześniejszych dokonań Paaka. Nie znam również żadnego poprzedniego albumu Bruno Marsa ale połączenie talentów tych dwóch z pewnością się opłaciło. Mega sympatyczna płyta, słychać tutaj wpływ Isaaca Hayesa i Steviego Wondera, dodatkowo Bootsy jako host. Wyszło świetnie, rzadko kiedy mam tak, że czuje niedosyt, bo raczej albumy (a szczególnie w obecnych czasach) są przeładowane dla lepszej sprzedaży streamingowej. Tutaj jednak żałuję, że album trwa jedynie 31 minut.