Miałem przyjemność sprawdzić większość pod wpływem kolorowych substancji i nie mogłem piękniej tego dnia trafić
Pierwsze kilka utworów to jest jedna wielka, piękna wycieczka, która przeleciała migiem patrząc na jej długość. Nie chce mi się pisać nic więcej i boję się teraz odpalać albumu "na sucho", bo zostawiłem sobie to fenomenalne pierwsze wrażenie, którego nie chciałbym popsuć. W ogóle jak wleciało Venice Bitch, to miałem tylko w głowie "kurwa, znam skądś to
bang bang, kiss kiss" i faktycznie duża część płyty latała sobie jako single już dawno, ale dzięki mojej zawodnej pamięci mogłem sobie odpalić to i tak jeszcze raz bez żadnej straty.
Polecam sprawdzać nawet hip-hopowym głowom, bo płyta dostaje póki co niesamowity (i zasłużony oczywiście) hajp.