Ogólnie: meh.
Komiksy przeczytałem chyba dwa (w tym Preludia i nokturny) i nie byłem nimi specjalnie zachwycony.
Na pewno w punkt trafiona stylizacja Snu/Morfeusza, choć zapamiętałem go bardziej jako Alice'a Coopera niż Roberta Smitha z kwadratową żuchwą; tak czy siak, z bladą skórą, nastroszonymi włosami i makijażem prezentuje się wręcz znakomicie. Pierwsze odcinki z rodziną Burgessów, 24/7 z Johnem Dee i ten z Hobem Gadlingiem były naprawdę udane.
Niestety, pod koniec wszystko klapło, a przeskakiwanie między gotycką domeną snu a współczesnym, słonecznym światem z czarnoskórymi bohaterami kompletnie popsuło klimat. Cereal convention było dla mnie zupełnie nieśmiesznym dowcipem i jakby żywcem wyciągnietym z bardziej komediowego Good omens. Koryntczyk był nieciekawym villainem, Lucienne nudzila a piekło rozczarowało.
Koks i dziwkę brałeś cichcem
Polizałeś pizdę, popijałeś Żywcem
Jakby ktoś przegapił to po finale wyszedł jeszcze bonusowy dwu-odcinek: A Dream of a Thousand Cats (animowany, rotoskopia) + Calliope. Całkiem udane nawet.
Koks i dziwkę brałeś cichcem
Polizałeś pizdę, popijałeś Żywcem
Obejrzałem jakiś czas temu i najlepszy moment imo, to walka z luckiem, a tak poza tym denerwowało mnie wszędzie wciskanie murzynów, czy jakieś podteksty homoniewiadomo. Serial na tyle przyjemny, że przeczytałem komiks, z akcji już po serialu, ale po 1 czy 2 szybko się wypaliłem. W każdym razie w komiksie nie ma tego murzyństwa i pedalstwa. Netflix to musi wszędzie wpierdolić te chore zboczenia.
Spoiler
Kamyl pisze:eazy-e momentami mógłby spokojnie spełnić swoje ambicje artystyczne w szeregach hemp gru.