GZA - Liquid Swords (1995)

Kategoria poświęcona albumom.

Moderatorzy: instinkt, luk0as

Awatar użytkownika
8na10
Posty: 4681
Rejestracja: 23 wrz 2021, 5:48
Lokalizacja: The United States of Poland

Re: Genius/GZA - Liquid Swords (1995)

Post autor: 8na10 »

Otwierasz oczy i widzisz kobietę nalewającą wodę z dzbanka do miseczki. Po wyglądzie wnętrza i jej stroju wnosisz, że jesteś w średniowiecznej Japonii, jednak dokładny rok i miejsce nie są ci znane. Nie dziwi cię to jednak, teraz nic nie może cię już zadziwić. Nagle ściana od tego zashiki zostaje brutalnie rozdarta. Przez sekundę widzisz kątem oka drewniany wózek, a w nim małego chłopca. Znasz go - to mały Daigaro. W tym momencie do pokoju wbiegają ubrane na czarno postacie. Coś błyska w blasku świecy. Jedna z postaci rozbija dzbanek swym tsurugi, skorupy rozpryskują się po całym pomieszczeniu, a pojedyncze krople spływają po ostrzu. Można odnieść wrażenie, że jest to liquid sword, następne krople są już czerwone... Nagle postać odwraca się do ciebie, miecz mknie w twoją stronę... Przejście

Nagle znajdujesz się na placu jakiejś świątyni. Tak, pamiętasz to miejsce - to słynny klasztor Shaolin. Wszyscy mnisi mają teraz trening rąk. Czy to aby nie słynna 4 komnata? Możliwe. Jeden z nich wyróżnia się wyjątkowo, ach tak! To przecież San Te - jeden z najlepszych adeptów jacy kiedykolwiek postawili stopę w tym miejscu... Przejście

Znowu walka. Los nie daje ci odpocząć ani na chwilę. Na tarasie, otoczonym przez kłującą w oczy zieleń walczy dwóch mężczyzn. Ubrany na żółto starszy z nich wygląda na mnicha, od drugiego ubranego na czerwono bije zła aura. Technika obu jest powalająca, jednak ręce Lamy (przypomniałeś sobie w końcu imię tego zdrajcy) są szybsze niż jego cień, nic dziwnego w końcu jest to Shadowboxin'... Przejście

Pojawiasz się na jednej z ulic jakiegoś wielkiego miasta. Przechodzisz koło narożnego sklepu. O jest, na wystawie leży świeża prasa: "The Brooklyn Paper... 1994" reszty niestety nie da się odczytać. Idziesz wiedziony dziwnym instynktem, im dalej tym mniej przechodniów i samochodów, skręcasz w zaułek - nie ma tu nikogo. Może warto byłoby zawrócić? Nagle zza rogu wypada młody czarnoskóry chłopak i pędzi co sił w nogach, za nim biegnie kilku czarnych młodych mężczyzn. Ceną tego sprintu jest życie, bez dwóch zdań. Młody szybko traci siły, tamci powoli zmniejszają dystans i gdy wszystko wskazuje, że będziesz mimowolnym świadkiem tragedii zza rogu wybiega jeszcze jeden chłopiec wyglądający na latynosa z kilkoma pitbulllami, które natychmiast spuszcza ze smyczy. Te muszą znać chłopca bo natychmiast rzucają się na jego prześladowców, on odwraca się, a w tym samym momencie jego kumpel woła: "Yo! Fresh, I Gotcha Back, man". Młody znika za rogiem, ale widzisz jeszcze wyraz wdzięczności dla przyjaciela na jego twarzy... Przejście

Gdzieś w Polsce, rok 1995:

-"Otwórz te drzwi!!! Otwórz te drzwi powiedziałam!" Łomot.
-"Już, już mamo, co jest się stało?"
-"Krzyczę, walę w te drzwi a ty nic! Ogłuchłeś?"
-"Nie, tylko słucham muzyki"
-"To ścisz to, bo już nie można wytrzymać i... Mój Boże! Gdzieś ty się tak załatwił? Nowa koszulka! Idź to przemyj wodą utlenioną!"
-"Ale co?"
-"O już daj spokój i zrób to o co cię proszę ty mój diable. Zaraz będzie kolacja"
-"Ok mamo"

Mama wychodzi a ty spoglądasz na swoje ramię, na którym widoczne jest kilkucentymetrowe rozcięcie i z małej rany leniwie spływa kropelka krwi. Rozcięcie jest idealne jakby było zrobione żyletką, albo...

Nie ma wątpliwości, że słuchając tego albumu można przenieść się w inny świat, świat GZA'y, genialny świat. Jako najstarszy członek klanu i obok RZA'y i Ol'Dirty Bastard'a jego główny założyciel - GZA obdarzony jest wyjątkową umiejętnością opisywania rzeczywistości za pomocą swoich metafor. Jego rymy są gładkie, szybkie i precyzyjne jak uderzenie mieczem dobrze wyszkolonego samuraja. Liquid Swords to drugi album w jego dorobku i bez wątpienia najlepszy w całej dyskografii. Należy on do tej wspaniałej pierwszej piątki albumów solo członków klanu i do najlepszej siódemki z otwierającym sagę "Enter..." i zamykającym "Wu-Tang Forever". Chyba nie ma sensu typować, który z nich jest najlepszy gdyż każdy reprezentował inny styl i miał swoich wiernych fanów od początku istnienia klanu (co było chyba nawet nie tyle zamierzone co po prostu nieuniknione) ale to ich wspólne połączenie różnych stylów zawsze miało stanowić o ich sile. Mogę tylko dodać od siebie, że mimo, że od początku moim faworytem był Meth to całościowo album Genius'a stawiałbym wyżej, tak samo nad plasującym się u mnie na ostatnim miejscu podium debiucie szefa. RZA wspiął się tutaj na szczyt swoich możliwości w tamtym okresie i klimat godny dla geniusza rymów, a GZA zrobił z tego najlepszy użytek jaki mógł. Odnośnie mojego nietypowego wstępu to właśnie liczba odniesień filmowych z zakresu kung fu i pochodnych czyni ten album unikalny, a intro do tytułowego numeru zna chyba każdy kto choć trochę miał wspólnego z Wu. Goście, głównie członkowie klanu wypadają świetnie. Warto też wspomnieć o bliskim przyjacielu Genius'a - Killah Priest (plotki o ich wspólnym albumie słyszy się już od mniej więcej tamtego czasu) który jest jedynym gościem nie będącym w Wu (D'Angelo w remiksie nie liczę). GZA zaufał mu na tyle, że powierzył mu cały solowy track, który umieścił na końcu płyty (jedyny numer nie wyprodukowany przez RZA). Sceptycy mówią, że nie pasuje on do całości płyty, a ja uważam, że wręcz przeciwnie, zamyka on album idealnie - lepiej niż jakiekolwiek outro mogłoby to zrobić. GZA znany jest ze swoich umiejętności reżyserskich i był on współ-reżyserem wszystkich czterech klipów z tego albumu ("4th Chamber/Shadowboxin'" dostało nawet specjalne wyróżnienia a "I Gotcha Back" promowało również film "Fresh") oraz kilku innych klipów członków wielkiej Wu Family.

Jedną z ulubionych rozrywek Genius'a jest gra w szachy - stąd projekt okładki oraz odniesienia w pierwszej płycie Wu (gra ta pojawia się również w filmie "Fresh"). Oficjalnie została oceniona przez magazyn The Source na 4 majki i nie zmieniono tej decyzji, co moim zdaniem w porównaniu do np. "OB4QL" krzywdzące, ale prawdziwej oceny i tak dokonali (i wciąż to robią) słuchacze i dla większości jest to zasłużony klasyk. Co do filmów z których pojawiają się wysamplowane teksty to były to: "Shogun Assassin" (1980), "Dragon on Fire" (1979), "Shaolin vs. Lama" (1983).Polecam szczególnie ten pierwszy bo w sumie jest całkiem spoko (choć efekty specjalne i niektóre dialogi mogą wywołać uśmiech na twarzy), drugiego nie widziałem (warto dodać że gra tam Bruce Lee), a co do ostatniego to same sceny sztuk walki zrobione są jeszcze nie najgorzej, ale dubbing oraz fabuła czyni z tego komedię, a właściwie parodię. Poza tym koniecznie obejrzyjcie "Fresh" z Samuel'em L Jackson'em, (jeden z lepszych filmów, jak jak to nazywam - ulicznych, lub obyczajowo-hip hopowych) oraz "The 36th Chamber of Shaolin" znane pod wieloma tytułami, ale również jako "The Master Killer" - skąd zaczerpnięty był pomysł na tytuł pierwszej płyty Wu.
jasny wracaj na forum
Awatar użytkownika
Banan
Posty: 145
Rejestracja: 04 lip 2019, 17:39
Lokalizacja: Shaolin

Re: GZA - Liquid Swords (1995)

Post autor: Banan »

GZA z live bandem 7 marca WWA, 8 marca Gdańsk, 9 marca Kraków, zapewne zagra większość z tego albumu + kilka klasyków z Wu jak tu:
Spoiler
Awatar użytkownika
DoubleB
Posty: 6151
Rejestracja: 13 kwie 2021, 15:28
Lokalizacja: memphis nadodrze

Re: GZA - Liquid Swords (1995)

Post autor: DoubleB »

jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem to gza na kempie

Dodano po 1 minucie 43 sekundach:
8na10 pisze: 21 paź 2021, 13:23 Gdzieś w Polsce, rok 1995
widziałeś tą laskę? no spoko kurwa ej co miałem robić
zajebię gnoja, pierdol go, wypierdalaj pedale
siet madafakers
ja whaddup
daliśmy im kurwa czadu
jebać skurwieli
dobra spierdalamy z tych kurwa jebanych sadów
HEWRA/MOBBYN VS T6M [SOON]
HEWRA/MOBBYN VS BONE THUGS [SOON]
MÓJ TEMACIK! -> viewtopic.php?t=10448
ODPOWIEDZ