o taki truskul nic nie robiłem.
mimo iż ciężko mi ostatnimi czasy słuchać albumów dłuższych niż 40 minut (z reguły przez ich nierówność lub przegadanie/przekombinowanie), to tutaj lecę sobie z pełnym odsłuchem już z 10 raz i wchodzi to gładziutko. może to mój sentyment do wersów i stylówki Blu, może to w ogóle bezwarunkowa miłość do tego idealnie skrojonego duetu, który tworzą z Exilem (na Below The Heavens mnie zaczarowali i od tamtej pory sprawdzam wszystko), ale zdaje mi się, że na tle innych stricte truskulowych płyt z ostatnich miesięcy, czy nawet lat, Miles jest najpełniejsza, najbardziej dojrzała, mimo wszystko różnorodna i co najważniejsze - świeża i bujająca. Blu wciąż ma flow, barsy i jest zaciekawiającym opowiadaczem, a Exile przekopał chyba wszystko co było do przekopania u źródeł tego gatunku. i według mnie wybrał super smaczne motywy, cytaty, sample. niektóre z nich mogą wydawać się oczywiste albo banalne, ale gdy jest to przyrządzone tak precyzyjnie i z głową, to myślę, że nikt kto trzyma jeszcze truskul w serduszku nie oprze się, żeby przesłuchać przynajmniej kilka razy. choćby po to, by pobujać głową, rozmarzyć się i powspominać złote lata. ta płyta ma w sobie wschód i zachód, beztroskę i melancholię, całość jest plastyczna, miękka i daje full dobrej energii. oczywiście mogłaby to być produkcja bardziej zwarta - po takim dość nudnawym
The Feeling, mogłaby wjechać jakaś ożywcza petarda, a jest snujące się w nieskończoność
Music is My Everything w duchu Badu (z super dęciakami co prawda, ale już mniej super wokalizą w refrenie). i potem znowu prawie 6 minut z
Bright As Stars, czyli z numerem, którego mogłoby nie być w sumie i nic by się nie stało. no ale poza tym jest kozacko! GangStarrowe
Blu As I Can Be napierdala jak złe (i ta końcóweczka - esencja!), turboklimatyczne
You Ain't Never Been Blue na pięknym samplu, nie mówiąc o tych korzennych trackach typu
Miles Davis,
Roots of Blue, czy
Troubled Water . goście nie wnoszą nic szczególnego, ale w większości wklejają się w klimat i nie przeszkadzają. podsumowując, oprócz wspomnianego
Bright As Stars, wyrzuciłbym
Dear Lord,
American Dream i naiwne szablonowe
African Dream. wtedy byłoby idealnie. ale i tak jest bardzo dobrze i chyba na taką płytę od tego duetu czekałem. piękne ukoronowanie ich wspólnej hip-hopowej drogi i zarazem przepyszny hołd dla muzyki rap i jej korzeni.