mql pisze: ↑12 lis 2019, 9:39
Ty, no ja zupełnie tego nie odczułem - powiem więcej, dawno nie słyszałem w polskim filmie dialogów w miarę młodych ludzi brzmiących w miar jak dialogi rozmowy młodych ludzi. Wiadomo, że to wciąż nie brzmi bardzo dobrze, ale przynajmniej nie odbiega jakoś radykalnie od rzeczywistosci. Warto wziąć poprawkę na to, że zapewne oglądałeś film trzeźwy/trzeźwawy, a rozmowy w scenie, o której pewnie obaj myślimy były podlane hehe piffkiem, więc no wiesz
Masz rację- dialogi tam brzmią podobnie do tego jak się mówi w rzeczywistości. w takim towarzystwie, w tej sytuacji I tu paradoksalnie leży problem. Wśród ludzi pokutuje pogląd że realizm w dialogach=dobre dialogi czy generalnie realizm=dobre, niestety jest to błędne założenie, w które wierzy dużo ludzi, niezbyt zgodne ze sztuką filmową, czy generalnie sztuką tworzenia opowieści. Tradycyjna struktura narracyjna(traditional narrative structure) i charakteryzacja (characterisation) stoją wiele poziomów wyżej. Na dowód tej tezy zobacz sobie przykłady filmów z najlepszymi dialogami- za takie uznawane są filmy Tarantino (Pulp Fiction), braci Coen (Fargo) Woodiego Allena (Annie Hall) czy też klasyki takie jak Casablanca, Przeminęło z wiatrem czy też Full Metal Jacket- ludzie nie gadają tam tak jak generalnie się rozmawia w codziennym życiu, gdyby to było takie proste to każdy film byłby tworzony jak dokument, a nawet filmy stylizowane na dokumenty mają inną strukturę- Blair Witch Project chociażby.
Żeby stworzyć dobre dialogi potrzeba więcej pracy i kreatywności niż po prostu przeniesienie żywcem tego jak rozmawiają pewne grupy ludzi.
Obejrzałem Marriage Story z piękną Scarlett (tym razem we fryzurze Can I speak to the management) i Adamem "emo Vaderem" Driverem. Film całkiem mi się podobał. Bardzo woodyallenowski, na pewno bardziej niż te ostatni gnioty dziadka o europejskich stolicach. Dużo cieplejszy i sentymentalny niż myślałem - jest bodajże jedna scena z courthouse drama i jedna poważna kłótnia, reszta to smutne sceny z życia rodzinnego przeplatane weselszymi oraz jedna zaskakująca sytuacja w barze. Reżyser nie bierze strony ani matki, ani ojca (no, może facet jest pokazany jako niezdara, choć chcący dobrze), nawet Laura Dern powtarzając kreację z Big Little Lies nie jest jakimś stuprocentowo bezwzględnym potworem. Na minus - gra aktorska Johansson przypomina momentami rehearsal zamiast właściwy występ. Na plus - postacie drugoplanowe - Ray Liotta, staruszek Sokole Oko z M*A*S*H-a czy stewardessa z Czy leci z nami pilot.
Koks i dziwkę brałeś cichcem
Polizałeś pizdę, popijałeś Żywcem
Honeymoon- widziałem, że ktoś tam na twitterze wrzucał do topu dekady i w sumie bliżej mi do oceny filmwebowskiej (5.00) niż do zachwytu, tzn. dobrze zagrany, trzyma w napięciu jak cholera, ma klimat ale ludzie, to tylko kolejny film o Spoiler
jeju ale mnie knives out rozczarowało. recenzenci nakręcili wizerunek tego filmu jako odkrywającego na nowo gatunek kryminału, tymczasem jest to do bólu regularny whodunit, bez jakiejkolwiek zabawy konwencją czy - nie licząc bardzo fajnej kreacji craiga - pastiszowego przerysowania. oczywiście ładnie to wygląda, drobne śmieszki fajne, ale lepiej poczekać na bluray/streamy/cokolwiek
za to ford v ferrari a.k.a. le mans '66 to miło spędzone 2,5 godziny, aczkolwiek trzeba się nastawić na bardzo hollywoodzkie, fuck yea 'murica podejście do przedstawiania świata
Florida Project- świetny wizualnie i aktorsko, momentami może nużący ale to proza życia, refleksyjny z mocnym zakończeniem, fajny kontrast między ciepłymi barwami i obrazami a patologią i dramatem, który obserwujemy na ekranie, 7/10
Klaus- doskonała animacja, nic od Spider-Man ITU tak mocno nie ucieszyło mojego oka, sama historia też świetna, wciągająca, wzruszająca i zabawna zarazem, doskonała zabawa i w zasadzie nie wiem co można by było zrobić tutaj lepiej, 9/10
mql pisze: ↑01 gru 2019, 14:07
Lighthouse jest najlepszy, Eggers znowu to zrobił
A ja właśnie wyszedłem z kina i mam mieszane uczucia. Klimat, dźwięk, zdjęcia, praca kamery + aktorstwo oczywiście najwyższy poziom ale z samej historii moim zdaniem można było a wręcz należało wycisnąć więcej. Zabrakło mi tu jakiegoś punktu zwrotnego czy mocniejszego akcentu. Wizualnie arcydzieło ale chyba trochę przerost formy nad treścią. Nie podzielam zachwytów, 7/10.
Once Upon a Time...in Hollywood- klimat, soundtrack i zdjęcia robią taką robotę, że film sam się ogląda, aktorstwo również najwyższy poziom przy czym największy props dla Leo ale wszyscy pozostali też mega, ze specjalnym wyróżnieniem dla Margaret Qualley, generalnie stylóweczka Tarantino w pełnej krasie, zakończenie zaskoczyło mnie totalnie, czołówka roku, 8/10
lighthouse piekny dramat wyksztalciuchowski, niewielu tworcow potrafilo tak wspaniale ubrac w dzwieki i obrazy subtelna sytuacje egzystencjalna kogos, kto bardzo chcialby miec cos do powiedzenia, ale nie ma nic do powiedzenia. przeczytal Melville'a, przeczytal Freuda, cos tam nawet slyszal o Prometeuszu, ale nadal
Nie tyle Freuda co Junga i choć zgodzę się, że scenariusz mógł być o wiele lepszy to jednak zdjęcia, klimat, aktorstwo to bardzo wysoka półka.
Literatura niepoważna usiłuje rozwiązać problemy egzystencji. Literatura poważna je stawia. [...] Literatura poważna nie jest po to, żeby ułatwiać życie, tylko żeby je utrudniać.
nie Junga, tylko Freuda, chociaz w tym przypadku w sumie jeden fallus. przy okazji uzupelniam liste skladnikow Beckettem, ale na innej zasadzie, bo z Becketta akurat Eggers nie ugotowal bigosu, tylko systematycznie zbudowal z niego fundamenty swojej latarni chujowej.
Iszji pisze: ↑25 gru 2019, 16:07
zgodzę się, że scenariusz mógł być o wiele lepszy
ok, ale to nie ze mna, wg mnie ten film wlasnie mial byc spowiedzia kolesia, ktory nie ma nic do powiedzenia, wiec dla zabicia czasu grzebie sobie palcem w dupie.
Pewnego razu w Hollywood - piękne ujęcia, super końcówka, kozacki Pitt, przechuj Leo, fajny piesek. Kilka scen możnaby wyjebać (nie podobała mi się np. rozmowa z dziewczynką). Świetna scena na ranczu. Hipiska autostopowiczka i Margot Robbie śliczne.
Parasite - świetny scenariusz, super twist, każdy z aktorów dał super pokaz, może oprócz matki. Chyba ostatnio z koreańców tak bardzo podobał mi się Old Boy.
Jeszcze "Irlandczyk" i "To My" w kolejce. Nie lubię kina kostiumowego ale może "Faworyta" to zmieni.
Byłem na Pan T.Spoiler
czarno-białym filmie o Tyrmandzie, Bierucie i stalinowskiej Warszawie. Film przyjemny, ale arcydziełem nie można go nazwać; Wilczak gra tak samo jak zawsze od czasów Kasi i Tomka (choć prezentuje się pierwszorzędnie) - mam wrażenie że dużo lepszą robotę odwalił gruby i ciapowaty Sebastian Stankiewicz. Motyw młodej dziewczyny przychodzącej się ruchać do zblazowanego intelektualisty - ile razy to już było? Do tego dziwaczne i niezbyt pasujące dream-sequences a'la V for Vendetta. Wizualnie wygląda to dobrze, choć nie jest to poziom czerni i bieli "Idy" czy "Zimnej wojny". Mimo wszystko jednak sympatycznie jest się poszwędać z Tyrmandem po barach mlecznych, hotelach pracowniczych, komisariatach, klubach jazzowych i bawić się w rozpoznawanie pojawiających się w cameo literatów jak Herbert czy Kisiel.
Aha, i Bończak wygląda idealnie jak Bierut, no świetnie się wcielił.
Koks i dziwkę brałeś cichcem
Polizałeś pizdę, popijałeś Żywcem
Nie mów że to Tyrmand, bo znowu Matthew się wkurzy. Beef z producentami jest grany ostro, z tego co słyszałem
Ja nadal czekam na ekranizację Złego, miała być w 2020
YKCUL pisze: ↑17 kwie 2019, 18:41
To forum zmierzam ku świetności