Spoiler 1. Curtains Up (Skit)
2. White America
3. Business
4. Cleanin Out My Closet
5. Square Dance
6. The Kiss (Skit)
7. Soldier
8. Say Goodbye Hollywood
9. Drips (feat. Obie Trice)
10. Without Me
11. Paul Rosenberg (Skit)
12. Sing for the Moment
13. Superman (feat. Dina Rae)
14. Hailie's Song
15. Steve Berman (Skit)
16. When the Music Stops (feat. D12)
17. Say What You Say (feat. Dr. Dre)
18. 'Till I Collapse (feat. Nate Dogg)
19. My Dad's Gone Crazy (feat. Hailie Jade)
20. Curtains Close (Skit)
Klasyk album. Dawno nie słuchałem, ale pamiętam, że do gustu przypadłby mi praktycznie wszystkie kawałki oprócz tych z featuringami. Pewnie jestem w mniejszości, ale że wszystkich singli najczęściej wracam do "Superman", końcówka tego numeru jest piękna.
Początek końca Eminema, dużo gorszy album od dwóch poprzednich, ale nadal dobry album wart sprawdzenia. Dla mnie, od tego albumu zaczął rapować inaczej, gorzej, z dziwnym akcentowaniem słów.
Klasyk, wiadomo. Często wracam, dość wysoki repeat value. Pamiętam, jak za gimba byłem jeszcze z angielskim na bakier i siedziałem przy odsłuchu z książeczką w ręce śledząc tekst
pierwszy album Eminema, jaki kupiłem, wielki sentyment, ale mimo tego jaram się "TES" najmniej z tych trzech najlepszych krążków Ema. mocno popowy momentami, ale w dobrą stronę
rozumiem sentymenty chłopaki, nawet podzielam, ale przyznacie chyba, że ta płyta się koszmarnie zestarzała?
btw to w ogóle jest największy problem EM`a, że nie potrafi się starzeć z godnością
przedszkolanek pisze: ↑21 maja 2019, 20:50
rozumiem sentymenty chłopaki, nawet podzielam, ale przyznacie chyba, że ta płyta się koszmarnie zestarzała?
btw to w ogóle jest największy problem EM`a, że nie potrafi się starzeć z godnością
Czemu? Przecież takie numery jak Business, Till I Collapse czy Superman pięknie banglają po dziś dzień.
kosciey pisze: ↑03 mar 2020, 13:07
wszyscy jesteście chujowo wypluci przez generator gówna.
lygrys pisze: ↑15 sty 2021, 17:13
Tak czy inaczej nie żałuje, bo wreszcie kupiłem durszlak
Przecież tam nie ma pół słabego momentu, poza zwrotami dedwunastki. Od razu po intrze mamy skurwysyńskie White America, dalej showcase rapowych skilli na Business, bardzo mocne Cleanin out my closet, świetne flow i bujający bit do Square Dance, kozackie przejście ze skitu do Soldier. Tu się zatrzymam bo to definicja primetime Eminema. Wkurwione napierdalanie, wielokrotne, emocje, flow - wszystko się zgadza. Ja w tym momencie już leżę rozjebany ale to nie koniec, bo wjeżdża Say Goodbye Hollywood, piękne podsumowanie zwariowanego okresu, gdzie w 3 lata z nikogo chłop się stał największą - na tamten moment - gwiazdą muzyki. Potem trochę słabsze Drips, choć jak Shady się wpierdala to ciary. Dalej Without Me, super banglający singiel, świetnie leci, super klip i znowu mimo komercyjnego przeznaczenia utworu, nie przeszkadza to białasowi poskładać jak kurwa elita. Ówczesne problemy Eminema (wyrok za zajebanie nienaładowaną bronią w ryj ochroniarzowi, który walił ślimsona z jego żoną), są przedstawione w zabawny sposób w następnym skicie. Po cameo jego menadżera wjeżdża Sing for the moment, jeden z najlepszych utworów Shady'ego, choć ja akurat nie jestem fanem. Wesołe Superman i pierwsze strzały do Mariah Carey (pamiętacie The Warning?). Zajebiste ujęcie relacji ojciec-córka w Hailie's Song, wyciskacz łez. Slim udowadnia, że targają nim emocje i potrafi przypierdolić własnej żonie i nagrać lovesong dla własnej córeczki. Już gdzieś tutaj przebija się obraz lojalnego, spokojnego kolesia, który ceni sobie spokój i rodzinne ciepło (pozdro Kim Mathers jak to czytasz). Dalej przeciętny kawałek z D12, rozliczanie przeciwników na wcale niezłym Say What You Say i najsłynniejszy utwór białasa, który nie ma teledysku, a 15 lat później jest chyba najczęściej słuchanym numerem z pierwszej połowy kariery. Płyta powinna się skończyć w tym momencie, ale Em - podobnie jak na Without Me, przychyla się do opinii publicznej, która domaga się Shady'ego i rapuje jakieś zwariowane gówno.
To jedna z najlepszych rap płyt jakie wydał świat i nikt mi nie wmówi że nie mam racji. Cała otoczka tego okresu, zmasakrowanie kariery Ja Rule na spółę z Cenciakiem, wjazdy na The Source, dziesiątki konfliktów na poziomie celebryckim, taktyka konia trojańskiego w showbiznesie, 8 Mila i jej soundtrack, wszystko to daje największy rozpierdol jaki rap widział. Szkoda, że potem chyba go to trochę wszystko przytłoczyło i uciekł w medycynę, co do spóły z kurewską presją i mega intensywnym życiem dało Encore - ma swoje momenty. I to momenty jak skurwysyn, ale jednak ustępuje pierwszym trzem wydawnictwom.
Drmz pisze: ↑24 maja 2019, 9:25
Czemu? Przecież takie numery jak Business, Till I Collapse czy Superman pięknie banglają po dziś dzień.
wymienione numery (zwłaszcza business i superman), a także inne ciężko już się słucha i dość przynudzają, przy czym to nie jest całkiem wina em`a, sporo to robota produkcji i tego, że rapgra od tego czasu poszła mocno do przodu. ja się już nie potrafię jarać starym eminemem
Drmz pisze: ↑24 maja 2019, 9:25
Czemu? Przecież takie numery jak Business, Till I Collapse czy Superman pięknie banglają po dziś dzień.
wymienione numery (zwłaszcza business i superman), a także inne ciężko już się słucha i dość przynudzają, przy czym to nie jest całkiem wina em`a, sporo to robota produkcji i tego, że rapgra od tego czasu poszła mocno do przodu. ja się już nie potrafię jarać starym eminemem
Szanuję Twoje zdanie, aczkolwiek nie potrafię w pełni zrozumieć. Dobry numer jest dobrym numerem. Jakim sposobem utwór może stać się ciężki i nudny z powodu takiego, że rapgra "poszła do przodu" ? Rozumiem, że gusta mogą ewoluować razem z postępującymi zmianami w obrębie gatunku itd ebebe, ale osobiście nie potrafię oceniać muzyki z back in da day przez pryzmat tego co artyści oferują dzisiaj.
kosciey pisze: ↑03 mar 2020, 13:07
wszyscy jesteście chujowo wypluci przez generator gówna.
lygrys pisze: ↑15 sty 2021, 17:13
Tak czy inaczej nie żałuje, bo wreszcie kupiłem durszlak
nie chodzi mi o ocenę przez pryzmat, ale o to że ta płyta nie przynosi mi już większej satysfakcji z odsłuchu. produkcja tam, flow eminema itd albo mnie męczy przy słuchaniu, albo w ogóle leci sobie w tle i w żaden sposób nie przykuwa mojej uwagi. nie mówię, że to zła płyta i nie odbieram jej wartości (zwłaszcza na początku wieku), czy wagi dla gatunku, mam nawet pewien sentyment (choć większy do MMLP) ale uważam, że dyskografia em`a się zestarzała muzycznie (i tym sobie tłumaczę, że już nie jest w stanie mnie usatysfakcjonować)
tłumacząc na przykładzie: to że nie wiem Brodka ma jakieś dobre piosenki sprzed 15 lat, nie znaczy że się będę nimi dzisiaj zachwycał (przykład trochę z czapy ale nic innego nie przyszło mi do głowy)
a co do oceny to MMLP top10, TES top20, SSLP top30
Przecież od samego intro aż do Superman można tego słuchać z ciarami, bez skipowania choćby jednego numeru. No dobra, freakowe Without me do śmieci i jest git. Druga część płyty natomiast jest mocno słabsza imo. Tak czy inaczej piękny klasyk i ani trochę się nie zestarzał.
niesamowite jest to jak ten gościu rozpierdolił wszystko co się dało w latach 99-02. coś takiego długo (o ile w ogóle) się nie powtórzy. ulubiony track to "sing for the moment". słuchałem tego jakoś w 02/03, jeszcze nie kumając w ogóle linijek ale jak wróciłem potem do tego starszy to ciary .
That's why we sing for these kids that don't have a thing
Except for a dream and a fuckin' rap magazine
Who post pinup pictures on their walls all day long
Idolize they favorite rappers and know all they songs