vampmoney pisze: ↑19 kwie 2019, 12:09
albumy od Outkast, Bone Thugs N Harmony, DJ Screw, DJ Paul, Koopsta Knicca, Scarface, Lord Infamous wyżej stawiam od Illmatic mimo sentymentu do debiutu Nasa
Nie no, że niby Southern Playa lepsze od Illmatika? Co do reszty typów to powiem tak - ogólnie sporo się ujmuje Illmatikowi na zasadzie wskazywania innych pereł z tamtych czasów i niejako niesprawiedliwego wywyższania ich z faktycznego miejsca w hierarchii, czego sam padam często ofiarą. Nie widziałem sensu by dawać Illamtica w moim osobistym rankingu top płyt, bo i tak wiedziałem, że ta płyta wygra całe zestawienie, ale po czasie takie podejście wydaje mi się nieco przekorne i niesprawiedliwe właśnie.
Zauważyłem trend, iż przeciętny post-słuchacz w dobie internetu ma przeczucie, że o definitywnych klasykach zostało powiedziane już wszystko, i stara się stworzyć nowy kanon klasyków. Panuje przeświadczenie, że wszystkie rzeczy uważane powszechnie za niepodważalnie klasyczne są overhyped, i faktycznie w wielu przypadkach tak jest - ale Illmatik to ostatnia płyta, która powinna padać ofiarą tej retoryki. Ta płyta przypieczętowała wszystko to co zrobili Juice Crew, Boogie Down Productions i Rakim z Erykiem, ta płyta to definicja nowojorskiego brzmienia. Kropka. Jedna z najważniejszych płyt w historii rapu, która do teraz się broni swoim brzmieniem, warstwą liryczną, wykorzystywaniem przestrzeni na bitach - płyta kompletna. Hip Hopowe Kill em All.
Ostatnimi tygodniami wracałem do klasyków wschodniego wybrzeża, no i nie ma złudzeń - to są wyśmienite rzeczy i kopalnia genialnej muzyki, znak tamtych czasów i tamtego miejsca gdzie hip hop się narodził, obcowanie z tymi płytami daje wgląd w hip-hop sam w sobie, jako gatunek nieskażony zachodnimi czy południowymi wpływami. Wszystkie te płyty przerobiłem już w gimnazjum, przekatowałem na wszystkie możliwe sposoby (do hectica mi oczywiście baaaaaardzo daleko) i jak wszedł przesyt materiałem to zacząłem kopać głębiej, szukać nowych nurtów i nowego sposobu wyrażania się w hip hopie. Co nie zmienia faktu, że takie Enter The Wu to nadal genialna płyta, a nie słuchałem jej co najmniej 4 lat! Kocham scenę Memphis i jakbym musiał wybierać, to CHYBA wskazałbym ją zamiast Nowego Jorku - ale oddajmy cesarzowi co cesarskie.
A co do płytek tak na serio lepszych w 1994 to oczywiście Ready to Die.